Miejsca Nieoczywiste Podcast Chorzowski Suplement, Gerard Cieślik i Ernest ‘Ezi’ Wilimowski, oraz Ruch. (Podcast, Odcinek #24)

Chorzowski Suplement, Gerard Cieślik i Ernest ‘Ezi’ Wilimowski, oraz Ruch. (Podcast, Odcinek #24)

Chorzowski Suplement, Gerard Cieślik i Ernest ‘Ezi’ Wilimowski, oraz Ruch. (Podcast, Odcinek #24) post thumbnail image

Do mojej chorzowskiej opowieści pt. “Komuna paryska na Śląsku, muzeum hutnictwa i piłkarze Ruchu Chorzów” postanowiłem przygotować suplement w którym wystąpią Gerard Cieślik i Ernest Wilimowski.

Reprezentacja Śląska kontra drużyna Basków.

Zacznijmy od historii z książki “Bez Pana i Plebana”, Dariusza Zalegi którą już cytowałem. Jedna z opowieści z tej książki przenosi nas do Wielkich Hajduków i opowiada o….strajku piłkarzy z Baskami w tle.

W czasie wojny domowej w Hiszpanii po stronie Republiki nie walczyli tylko agenci NKWD. Po stronie republiki walczyły siły demokratyczne, a także Katalończycy i Baskowie pragnący otrzymać szeroko pojętą autonomię. Więc ekipy piłkarskie Katalonii i Kraju Basków ruszyły w tournee, aby zbierać kasę na wojnę. Np. Barsa ruszyła z taką misją do Meksyku. Baskowie z kolei zaczęli od gromienia drużyn francuskich min. FC Racing de France i po krótkiej chwili obrośli legendą. Na ich mecze przychodziły tysiące kibiców, więc śląski oddział PZPN postanowił ściągnąć Basków z legendarnym napastnikiem Izydorem Langarą na czele.

Tournee Basków z gigantycznym rozmachem wiodło przez sympatyzujące z rządem republikańskim i neutralne kraje Europy i Ameryki Południowej, a po występach w  Czechosłowacji Baskowie zawitali do Polski.

Ślązacy walczyli dzielnie, na pięciu napastników  W ataku grali Piec, Piontek, Wostal, Wilimowski i Wodarz. Pierwszą bramkę dla Śląska zdobył w 37 minucie Ernest Wilimowski w 29 minucie, 10 minut później Langara wyrównuje, aby po bramce Wodarza oddać prowadzenie Polakom, i tak jedna po drugiej do przerwy jest 3:2 dla Śląska. W II połowi Ezi Wilimowski zderzył się z impetem z bramkarzem Basków, na 10 minut opuszczając boisko. To wystarczyło aby w tym czasie Langara wyrównał, a inny Bask – Emilin, ustalił wynik na 4:3. Zabrakło Wilimowskiego.  Czy był kiedykolwiek rewanż? Niestety nie.

Wilimowski – początek

Rude włosy, odstające uszy i szelmowski uśmiech tak można opisać Ernesta Wilimowskiego, o którego boiskowych popisach mówili wszyscy, a na mecze przybywały tłumy. Swoją wielkość udowodnił na mistrzostwach świata, strzelając Brazylii cztery gole. Dla wielu był bohaterem. Za sprawą jednej decyzji w mgnieniu oka stał się zdrajcą i wrogiem numer jeden.

Ten z kolei odpłacał się kolejnymi golami, które wbijał swoim rywalom. „Ezi”, bo taką ksywę nadali mu koledzy z drużyny, dokonywał niesamowitych rzeczy na boisku. W lidze nie miał sobie równych, o czym mówili i pisali wszyscy. A gdy pojechał na wspominany już mundial dopiero miał pokazać swoją wielkość. Udowodnił to meczem z Brazylią, w którym strzelił rywalom cztery gole. Chociaż ostatecznie przegraliśmy to spotkanie po dogrywce, Wilimowskiego okrzyknięto bohaterem.

Ernest wilimowski w czasach II Rzeczypospolitej

Ernest Wilimowski w 1936 roku (źródło wikipedia)

Urodził się w Katowicach latem 1916 roku, jako Ernest Prandella, w środku światowego konfliktu, w burzliwych czasach. Takie też było jego życie. Chłopiec nie poznał swojego ojca, który zginął na froncie wschodnim. Matka starała się wychowywać go w duchu niemieckim, chociaż w 1929 roku wyszła za powstańca śląskiego, Romana Wilimowskiego. Mały Ernest otrzymał jego nazwisko. Sytuacja ta nie zmieniła jednak podejścia do kwestii narodowościowej. Co za tym idzie, gdy Katowice w 1922 roku zostały częścią Polski, swoje pierwsze piłkarskie kroki „Ezi” postawiał w 1. FC Katowice, drużynie mniejszości niemieckiej. Później, po namowach ojczyma, Ernest przeniósł się do polskiej szkoły, a także zmienił barwy klubowe. Zaczyna grać dla polskiego klubu – Ruch Hajduki Wielkie.

To właśnie z tą drużyną święcił największe sukcesy. Już w debiucie w 1934 roku „Ezi” zdobył swoje pierwsze mistrzostwo Polski oraz tytuł króla strzelców. W maju zostaje powołany na mecze reprezentacji Polski z Danią i Szwecją, z którą strzelił swojego pierwszego gola dla Biało-Czerwonych. Uplasował się również na czwartym miejscu w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na sportowca roku, wyprzedzając m.in. Stanisława Maruszarza, a przegrywając podium z Januszem Kusocińskim.

Z roku na rok „Ezi” zyskiwał bardzo wielu zwolenników swojego talentu, tym bardziej, że poprowadził Ruch po kolejne mistrzostwa. Wiele osób przychodziło na mecze tylko dla niego, aby na własne oczy móc obejrzeć wschodzący talent polskiej piłki.

Na łamach jednej z gazet z 19 listopada 1936 roku ukazał się artykuł, w którym Wilimowski dementował rzekome wyzwiska pod adresem piłkarzy Legii Warszawa, którzy mieli donosić:

„Przywitałem się z nim i powiedziałem patriotycznie „dzień dobry”, a on odpowiedział „skocz mi na pukiel”. Potem nas faulował i powtarzał takie słowa jak: szpiler, szajse czy torman.”

I chociaż sam cytat pokazuje, że rywalizacja przeniosła się daleko poza boisko, to sądzić można, że Wilimowskiego interesowało tylko strzelanie bramek. Tak czy siak, jego legenda rosła. „Ezi” zdobył z Ruchem cztery mistrzostwa Polski oraz trzykrotnie zostawał królem strzelców.

Afera alkoholowa i perturbacje w karierze

Pamiętny dla kibiców, i z pewnością dla samego Ernesta Wilimowskiego, był tytuł z 1936 roku. Wówczas. po decydującym meczu z Wisłą Kraków, Ruch zdobył kolejne mistrzostwo. Tego wieczoru zawodnicy nadużyli alkoholu, chociaż na drugi dzień w meczu towarzyskim Ruch miał mierzyć się ze spadkowiczem, czyli Cracovią Kraków. Takie spotkania były częstą praktyką, ponieważ dla piłkarzy był to świetny, dodatkowy zarobek, a dla słabszych drużyn okazja zmierzenia się z topowym zespołem. Jak łatwo można się domyślić piłkarze Ruchu wyszli na to spotkanie bardzo „zmęczeni”, a bijący alkohol czuć było na kilometr. Mało tego, zawodnicy mistrza mieli problem z trafieniem w piłkę, co poskutkowało przegraną dziewięć do zera. Wybuchła afera, która dla piłkarzy Ruchu, a zwłaszcza dla Wilimowskiego była tragiczna w skutkach. Został on bowiem wykluczony z reprezentacji Polski i nie pojechał na igrzyska olimpijskie w 1936 roku.

Powrót do repreznetacji

Niedługo później legendarny Józef Kałuża powołuje go i „Ezi” znowu zagrał z orzełkiem na piersi.Kiedyś po zdobyciu 6 sześciu goli, krzyknął w kierunku dziennikarzy: „Napiszcie, że tak gra alkoholik, niech to dotrze do Warszawy.”

Wreszcie 1938 i debiut Polski na mistrzostwach świata. W sercach kibiców i historii tej dyscypliny zapisał się mecz z Brazylią. Właśnie wtedy Wilimowski strzelił rywalom aż cztery gole. Ostatecznie przegraliśmy to spotkanie po dogrywce, jednak nikt nie miał złudzeń, że było wyjątkowe. Po mistrzostwach sytuacja Wilimowskiego zmieniła się znacznie, stał się gwiazdą ligi i reprezentacji, dość powiedzieć, że w ligowym meczu z Unionem Touring Łódź strzelił dziesięć goli, a Ruch wygrał to spotkanie 12:1. Do dziś nikt nie pobił tego rekordu. Pięć dni rozpoczęciem II wojny światowej strzelił trzy bramki Węgrom, czyli ówczesnym wicemistrzom świata, a Polska wygrała to spotkanie 4:2. Jego karierę zatrzymał wybuch wojny.

Wojna i decyzja o grze w niemieckich barwach.

Gdy stało się jasne, że okupacja Polski jest przesądzona Wilimowski zdecydował się na podpisanie volkslisty. Według różnych relacji zachęcał go do tego ówczesny trener reprezentacji Polski, Józef Kałuża. Inna teoria mówi, że przymusił go do tego były prezes 1.FC Katowice, należący do NSDAP Georg Joschke. „Ezi” przyjął niemieckie obywatelstwo i wyjechał do Rzeszy. Zamieszkał w Chemnitz, gdzie rozpoczął pracę jako policjant. Dzięki temu uniknął powołania do Wehrmachtu. Tam również zapisał się do policyjnego klubu. Nadal chciał kontynuować karierę piłkarską. Przeniósł się do klubu TSV Monachium. Szybko został zauważony i powołany do reprezentacji III Rzeszy. Grając w niej do 1942 roku w 13 rozegranych meczach strzelił 8 goli, inne źródła podają, że 8 spotkań i 13 goli. Zdobył również puchar Niemiec – w finale TSV pokonało Schalke Gelserkirchen 2-0. Wilimowski w meczu finałowym wpisał się na listę strzelców, a także został królem strzelców całego turnieju.

Ernest Wilimowski na okładkach niemieckiego magazynu Der Kicker

Ernest Wilimowski na okładkach niemieckiego mahazynu “Der Kicker” (żródło sportowasilesia.pl)

Jest jeszcze kolejny wątek, który trudno pominąć, mianowicie 1942 roku jego matka – Paulina Wilimowska, za romans z rosyjskim Żydem, trafiła do obozu koncentracyjnego Auschwitz i pracowała u jednego z obozowych oficerów SS. Z pomocą przyszedł as lotnictwa myśliwskiego Luftwaffe, pułkownik Hermann Graf – 202 zwycięstwa powietrzne na froncie wschodnim, twórca drużyny piłkarskiej Rote Jäger dzięki jego interwencji u Goeringa została zwolniona z obozu.

Spotkanie z legendą

Po wojnie nie zamierzał jednak wracać do Polski. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak odebrano jego grę ze swastyką na piersi. Okrzyknięto go zdrajcą i wrogiem, co jeszcze potęgowała komunistyczna propaganda. Nikt nie chciał pamiętać jego wcześniejszych wyczynów, chociaż wiele osób wiedziało z jakich powodów „Ezi” zdecydował się na taki krok, to w nowej rzeczywistości nie mówiono tego na głos.

Ernest Wilimowski  kontynuował swoja karierę, grając bez większych sukcesów w nieistniejących już klubach m.in. w Augsburgu. Zamieszkał na stałe w Karlsruhe, gdzie ponownie się ożenił i doczekał potomstwa. Miał żal, że nie został powołany na mistrzostwa świata w 1954 roku, gdzie reprezentacja Niemiec zajęła pierwsze miejsce. Warto odnotować, że miał wówczas 38 lat. Będąc po czterdziestce zakończył karierę i rozpoczął pracę jako urzędnik i trener lokalnych drużyn. Według relacji rodziny Wilimowski przez cały czas interesował się polską piłką. Chciał nawet odwiedzić Reprezentację Polski na mistrzostwach świata 1974 roku, które odbywały się w Niemczech, ale spotkał się z odmową SB.

Ponoć zamienił kilka słów z trenerem Kazimierzem Górskim, który w książce „Pół wieku z piłką” tak relacjonował to spotkanie:

„Gdy odbierałem któregoś dnia klucze do pokoju, recepcjonista zwrócił mi uwagę, że obok w barze czeka na mnie jakiś człowiek. Zdziwiony, bo z nikim się nie umawiałem, zajrzałem do niewielkiego wnętrza pogrążonego w półmroku i wówczas wyszedł mi naprzeciwko starszy wiekiem mężczyzna. Nie poznałem go w pierwszej chwili, dopiero kiedy się przedstawił nie miałem wątpliwości. „Wilimowski jestem, nie wiem tylko, czy pan ze mną pomówi, nie odpędzi. (…) Tak źle o mnie mówili i pisali u was, to nie tak było, ja nic złego nie zrobiłem”. (…) „Panie Wilimowski, jeśli pan nic złego nie zrobił, jak pan mówi, dlaczego pan nie wrócił do kraju, może nie od razu, na fali emocji, ale potem, i nie spróbował się wytłumaczyć, oczyścić z zarzutów?”. „Bałem się” – w tym momencie zjawił się recepcjonista, prosząc mnie do telefonu”

W 1995 roku zaproszono Wilimowskiego do Chorzowa na jubileusz 75-lecia powstania Ruchu. Tym razem to on odmówił, usprawiedliwiając się problemami zdrowotnymi. Wiele osób jednak twierdzi, że odmówił ze względu na ciągłą krytykę pod jego adresem i sprzeciw części środowiska. Tu głównie oponował Bohdan Tomaszewski o zgoła innej drodze w czasie wojny. Ernest Wilimowski umarł w zapomnieniu. W niemieckiej gazecie ukazała się tylko rubryka na dwie linijki dotycząca jego śmierci. Nie było żadnej delegacji czy kwiatów ze strony PZPN, zaś Niemiecki Związek Piłki Nożnej oraz legendarny Fritz Walter, który grał w reprezentacji Niemiec z Wilimowskim przysłali wieńce pogrzebowe.

Niefortunna historia

Wyobraźmy sobie, że 20 kwietnia nie urodziłby się pewien niespełniony malarz… Ern na kolejnych mistrzostwach w 1942 jest Królem Strzelców i to on nie Pele jest legendą piłki, a Robert Lewandowski robi wszytko, żeby przebić legendę Eziego. Ale to political fiction, jest kolejnym political fiction.

Ale może gdyby urodzony także 20 kwietnia Korfanty nie przyłączył Śląska do Polski to Ezi grałby w innych drużynach i strzelałby dla reprezentacji Niemiec nie Polski?

Były próby nazwania Stadionu śląskiego, ale udało się tylko jeden z wagoników kolejki w Parku Chorzowskim nazwać imieniem Wilimowskiego. “Człowiek, który przegrał swoje życie 5:6”, o nim napisano.

Źródła:

Wiele łaczy Ernesta Wilimowskiego i Gerarda Cieślika. Postanowiłem opowiedzieć o obu, w ramach Chorzowskiego suplementu. Opowiem także jak i dlaczego powstał Ruch Chorzów – Zapraszam do wysłuchania na YouTube oraz na większości platform podcastowych.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Henryk Sandomierski oraz templariusze w Opatowie

Kto i dlaczego sprowadził templariuszy do Polski? (Podcast, Odcinek #40)Kto i dlaczego sprowadził templariuszy do Polski? (Podcast, Odcinek #40)

Templariusze w Opatowie to historia Henryka Sandomierskiego, najsłynniejszego polskiego krzyżowca. Zakony rycerskie przez wieki nie przestały fascynować, tak samo jak skarb templariuszy. Niestety, żadnej legendy o skarbie w Opatowie nie